Kawa, kosztowne złudzenie

Fragment wstępu z pierwszego wydania książki „Kawa, kosztowne złudznie”

Drodzy Czytelnicy!

Zapraszam Was dzisiaj na pełną niespodzianek wyprawę w aromatyczny świat KAWY. W naszej podróży odwiedzimy nie do końca dalekie kraje, przespacerujemy się po palonych słońcem karczowiskach, wciągniemy do płuc wydobywającą się ze spękanej ziemi żrącą woń nawozu amonowego i posłuchamy opowieści harujących na plantacji kawy niewolników i ich dzieci. Opowieści o utraconym raju – lasach tropikalnych, pełnych cudownych barw i woni, tętniących życiem, rozśpiewanych świergotem ptaków… Lasach, które kiedyś zapewniały wszystko, czego do życia potrzeba nie tylko rozlicznym unikalnym gatunkom fauny i flory, ale także rdzennej ludności. Odwiedzimy umierającą z powodu suszy i głodu Etiopię uznaną za ojczyznę kawy, ale i kolebkę ludzkości (mówi się, że to właśnie tam znajdował się biblijny Eden). Zastanowimy się, czy to możliwe, że Pan Bóg mniej kocha czarnoskórych i dlatego na ich dom przeznaczył spustynniałą Afrykę. Przy okazji odpowiemy na pytanie, czy wolny rynek jest naprawdę wolny i czy rzeczywiście w XXI wieku nie ma na świecie niewolnictwa. 

Krocząc ścieżkami kawy spojrzymy okiem ekolekarza na globalną praktykę wyzysku biednych przez bogatych, na zagrażające ziemi owoce krótkowzrocznej polityki „możnych tego świata” i na nieskuteczne, iście alopatyczne próby „ratowania sytuacji” przez likwidację powierzchniowych symptomów choroby. Postawimy też tezę, że to my, poprzez nasze codzienne wybory, decydujemy o losie naszych braci w Etiopii czy Argentynie, a w dalszej konsekwencji – także o swoich.

Mam nadzieję, że po zakończeniu naszej wędrówki nikt już nie będzie miał wątpliwości, że dzisiejsza charłacza kondycja naszej rodzimej ekomedycyny jest pośrednio jednym z wielu niekorzystnych następstw niedoceniania korelacji pomiędzy zawartością naszego koszyka w supermarkecie a wpływem Banku Światowego na regulacje prawne, dotyczące medycyny akademickiej i naturalnej.

Wiemy dobrze, że bogiem zachodniej cywilizacji jest pieniądz. To on napędza świat i kształtuje rzeczywistość. To on umożliwia wyzysk biednych przez bogatych, prowadzenie wojen, degradację środowiska, czy prowadzenie doświadczeń na ludziach i zwierzętach. To pieniądze konsumentów – nasze pieniądze – czynią świat lepszym albo gorszym – w zależności od tego, kogo nimi wspieramy. Przeciętnemu konsumentowi zawartość koszyka rzadko kojarzy się z wyborem moralnym. Tymczasem pieniądze, które codziennie zostawiamy w kasie, decydują o losach świata. Mogą przyczynić się do rozwoju rynku lokalnego, rodzimych gospodarstw rolnych, ale mogą również wspierać łamanie praw człowieka, handel bronią, okrutne traktowanie zwierząt, czy rabunkową gospodarkę niszczącą środowisko. Zakup jakiegoś produktu to przecież finansowe wsparcie polityki danej firmy. I nie chodzi tu o „drogie” zakupy, takie jak dom, czy samochód, lecz o rzeczy tanie, ale codziennego użytku – właśnie one przysparzają największych obrotów. I tak np. drugim pod względem wartości towarem, jakim legalnie handluje się na światowych rynkach, jest KAWA! Dochody z jej sprzedaży detalicznej, to blisko 70 mld USD rocznie! Nic dziwnego, że konkurencja na tym rynku jest ogromna, a walka rzadko kiedy czysta. Z jednej strony, dążąc do maksymalnego zmniejszenia kosztów, koncerny kawowe dosłownie drenują ubogie, pozbawione prawa głosu, dramatycznie zadłużone kraje Trzeciego Świata, gdzie normą jest łamanie praw człowieka, wyzysk niewolniczy dzieci czy rabunkowa względem środowiska gospodarka. Z drugiej strony, w związku z potężną nadprodukcją uruchamia się coraz to nowe metody marketingu mające na celu poszerzenie rynku zbytu także o nieufną czy niechętną do tej pory część społeczeństwa. Tak więc kawę promuje się nie tylko jako przyjemny środek pobudzający, lecz lansuje się ją również jako cudowny lek – panaceum niemal na wszelkie dolegliwości z zawałem, impotencją i rakiem włącznie. Warto dodać, że pod tymi rewelacjami podpisują się poważne instytucje naukowe i autorytety medyczne! Na to, że wzrost światowego spożycia kawy idzie w parze ze wzrostem (a nie spadkiem) zapadalności na wiele poważnych schorzeń z nowotworami i chorobami serca włącznie, nikt dziś nie zwraca uwagi. Istotne są wyłącznie OBROTY.

Współczesny handel międzynarodowy funkcjonuje według zasad opracowanych podczas odbywających się co dwa lata konferencji Światowej Organizacji Handlu (WTO), podczas których głosy wszystkich państw członkowskich teoretycznie mają taką samą wagę. W praktyce ponad połowy najbiedniejszych krajów stowarzyszonych we WTO nie stać na wydelegowanie reprezentantów do centrali w Genewie. W rezultacie nie uczestniczą one w tworzeniu porozumień, których później muszą przestrzegać. ONZ szacuje, że w wyniku usankcjonowanych przez WTO restrykcji kraje ubogie tracą każdego roku 700-800 miliardów dolarów (ok. 2 mld dziennie!). „Wolny” handel propagowany przez WTO opiera się w rzeczywistości na ochronie partykularnych interesów krajów rozwiniętych. Jednym z mechanizmów stosowanych przez WTO jest manipulowanie gospodarką zależnego kraju za pośrednictwem powiązanych z narastającym zadłużeniem Programów Dostosowania Strukturalnego. Produkcja i eksport są blokowane przez wysokie cła na sprowadzane surowce i eksportowane towary. Równocześnie żadne bariery celne nie chronią biednego kraju przed napływem towarów z krajów bogatych – jedyną obroną, jaką mogłyby wykorzystać, byłaby odmowa zakupu. Właśnie tą metodą Gandhi wyzwolił Indie!

Tu dochodzimy do własnego podwórka. Dlaczego dobre polskie leki naturalne znikają z półek aptecznych, a naturoterapia przechodzi trudne chwile? Dlatego, że jest nieskuteczna, czy może właśnie dlatego, że jest skuteczna? Pomówmy krótko o naszym rynku, a być może poczujemy większą jedność z braćmi z Etiopii, czy Argentyny. Powszechnie wiadomo, że Polacy są narodem schorowanym, a zdrowotność naszego narodu jest z roku na rok gorsza. Nic też dziwnego, że od początku lat 90. sektor produkcji i obrotu produktami leczniczymi w Polsce jest jednym z najbardziej dynamicznie rozwijających się. Z danych IMS Health wynika, że całkowita wielkość rynku farmaceutycznego w Polsce wzrosła w 2005 roku o 7,4%, osiągając wartość 14,23 mld zł w cenach producenta netto. Jak widać, jest o co powalczyć! Duża liczba konkurujących firm powoduje rozdrobnienie krajowego rynku, ale coraz wyraźniej zaznacza się tendencja do ich konsolidacji (czytaj: więksi zjadają mniejszych). Wartość udziału leków importowanych w rynku polskim wynosi ok. 70%! Nic dziwnego, skoro stawka celna dla leków importowanych z krajów UE, EFTA, CEFTA oraz innych, z którymi Polska podpisała umowy, od 1992 roku wynosi 0%. Tymczasem stawka celna na leki gotowe importowane spoza WTO wynosi średnio około 25% To się nazywa sprawiedliwość! W 2005 r. wartość importu wyrobów farmaceutycznych wyniosła ok. 9,3 mld zł, natomiast wartość eksportu osiągnęła poziom zaledwie 1,2 mld zł. Nic dziwnego, skoro za surowce, w odróżnieniu od gotowych produktów, trzeba płacić słone cło.

Oczywiście, natychmiast nasuwa się pytanie, dlaczego rząd wolnego kraju zawiera niekorzystne umowy? Ciekawa kwestia, tylko o jakiej wolności można mówić przy zadłużeniu zagranicznym kraju wynoszącym ponad 430 mld zł (w ubiegłym roku wg danych NBP było to dokładnie 132061 mln USD), w dodatku lawinowo rosnącym? Sama obsługa tego długu kosztuje 27 mld zł rocznie, a do tego dochodzi jego spłata. Czy mamy więc coś do powiedzenia w sprawie naszych ceł i czy tym samym da się ratować polskie leki naturalne na szczeblu rządowym? Wątpię. Jestem natomiast przekonana, że nasze losy, podobnie jak losy Etiopczyków, leżą w rękach konsumentów – wszystko zależy od tego, na kogo oddadzą oni swój głos, swoje drobne pieniądze. 

Zbliżają się Święta – Bogu należy się chwała! Zgodnie z tą ideą już wkrótce rozpocznie się oblężenie naszych zachodnich świątyń – super-, hiper- i gigamarketów. Kierowcy tirów wezmą nadgodziny, zatriumfują sprzedawcy paliw, a dzieci kupujących i sprzedających spędzą kolejną niedzielę przed telewizorem. W tym kontekście życzę Państwu, abyście dokonywali świadomych wyborów. Wystarczy rzut oka, aby rozpoznać „biodegradalność” produktu i jego opakowania oraz sprawdzić nazwę producenta, żeby dowiedzieć się, czy zasługuje on na nasze finansowe wsparcie. Zaoszczędzi nam to mnóstwa kłopotów związanych z koniecznością taszczenia do domu ciężkich siat :). Pomocą w etycznych zakupach może być „Poradnik konsumenta” dostępny na stronie www.zielonasiec.pl oraz www.sprawiedliwyhandel.pl. W przypadku żywności sprawę ułatwia dodatkowo fakt, że większość produktów nieetycznych szkodzi nie tylko naszej duszy, ale także zdrowiu fizycznemu – dobrym przykładem jest kawa. 

***

Kiedy gorączka przedświąteczna ustąpi – w domach i na ulicach zapanuje spokój. Wszystkich ogarnie błoga atmosfera pojednania i miłości. Na stole postawimy nawet dodatkowe nakrycie dla przypadkowego żebraka, który, jak co roku, się nie zjawi. Rano  w stolicy „Pierwszego Świata” pan Bush wygłosi wzruszające przemówienie, w którym użali się nad uciśnionymi narodami z obowiązkowym podkreśleniem „God bless America”. Wzruszeni słuchacze będą pochlipywać przed telewizorami, popijając „małą czarną”. W końcu, poruszeni nadejściem Zbawiciela, wrzucą żebrakowi pod kościołem kilka centów  do kubeczka. 

Drodzy Przyjaciele, życzę Wam, aby tegoroczne święta Bożego Narodzenia napełniły Was pokojem i pogodą ducha, aby były źródłem siły na nadchodzące dni, by rozpoczynający się Rok 2007 rozświetlały słowa Mahatmy Gandhiego: 

„Stań się zmianą, którą chcesz widzieć w świecie”